poniedziałek, 10 maja 2010

akcja zapal świeczkę bolszewikowi

Jako komentarz do tej akcji zamieszczam cytat z własnej pracy magisterskiej:

Po rozpoczęciu walk pomiędzy III Rzeszą a ZSRR w roku 1941, londyńska rozgłośnia Polskiego Radia zaprzestała nadawania jakichkolwiek komunikatów o antysowieckiej wymowie. „Wręcz przeciwnie, na biedny kraj zwaliły się potęgi, których zadaniem było tę popularyzację podtrzymać, utwierdzić ją. Londyn i Ameryka, rząd polski, podziemia polskie, radia polskie, propaganda szeptana, pisana, nadawana, krzyczana, wszystko to miało nas przekonać, że bolszewicy nie są tacy straszni” (Mackiewicz, 1984). W efekcie tych zabiegów społeczeństwo przestało wierzyć w jakiekolwiek doniesienia ukazujące antypolski wymiar strategii Stalina i tym samym zatraciło wolę obrony przed okupacją sowiecką. Za pomocą zmasowanych akcji propagandowych i pod wpływem naturalnej niechęci do okupanta niemieckiego, odkształcono postawę społeczeństwa polskiego. Mackiewicz zwraca również uwagę, że konieczne do tego było przedefiniowanie podstawowych społecznych oczekiwań odnośnie pomyślnego rezultatu wojny: „rozgromienie Niemców ze środka, jakim miało być do odzyskania niepodległości, przeistoczyło się w cel sam w sobie, bezapelacyjny, bezkrytyczny”. W ten sposób postawa dużej części społeczeństwa uległa zmianie do tego stopnia, że stosunkowo łatwo zostało przyjęte przesunięcie granic czy podporządkowanie Polski władzy komunistycznej i ZSRR.


I jeszcze komentarz usłyszany w radio. Dzwoniła pani ze wschodu:

Dziękuję Polakom za tą akcję, teraz już wreszcie będzie normalnie.


Akcję uważam za zupełnie szkodliwą, dzielącą polskie społeczeństwo i utrudniającą pojednanie. Pojednania nie da się zbudować na przemilczeniach i zafałszowywaniu historii. Chciałbym się mylić ale nie spodziewam się pozytywnej odpowiedzi Rosjan w postaci uznania 17 września za agresję na Polskę, a "wyzwolenia" w roku 1945 za początek okupacji.


wtorek, 4 maja 2010

ubecja

W gospodarstwach agroturystycznych bywa bardzo ciekawie. Mieszkanie pod wspólnym dachem, w niemal rodzinnej atmosferze, wspólne posiłki i dzielenie się wrażeniami z całego dnia dają możliwość zawierania nowych znajomości, poznawania obcych.

Od razu wiedziałem, że to były ubek. Tak jakby miał to wypisane na czole. I jak tu nie wierzyć fizjonomice - na prawdę ciekawa sprawa...
Może z resztą wcale nie chodziło o wygląd. Postępował wedle następujących zasad: po pierwsze zebrać jak najwięcej informacji (przy czym szczególnie istotne są konkrety jak miejsce zamieszkania, wykształcenie, wiek oraz dane społeczne - pochodzenie, znajomości, status materialny); po drugie wyczuć ogólny polityczny klimat, zbadać światopogląd; po trzecie poznać preferencje wyborcze; i po czwarte broń towarzyszu powiedzieć czegoś o sobie - o nie, w tej kwestii klucz i wymijaj.
I już taki ubek, mógłby spokojnie zapełnić jakąś teczuszkę.
Z finezją równą automatycznej sekretarce starał się być szarmancki i uroczy, taką grubymi nićmi szytą duszą towarzystwa. Głowę miał pełną ciętych pseudoanegdot, był taki że och! ach! Nic tylko pobyć przy nim trochę dłużej aby uraczyć się tą kipiącą wręcz erudycją. Do tego profesor, to co że w bliżej nieokreślonej dziedzinie. Za to zna tego i tamtego: niby, że wszystko może załatwić. Po prostu kurna gość!
Nie uwierzycie ale zdradziło go między innymi to, że do mieszanego damsko-meskiego towarzystwa zwracał się per "panowie".

Zdekonspirowany jeszcze przed 5 rano wsiada do swojej czarnej limuzyny i znika w mroku rzadkim jak sraka.

piątek, 30 kwietnia 2010

sobota, 24 kwietnia 2010

korelacja ujemna

W kwestii blogowania.
Nie wiem jak to jest u innych ale u mnie sprawa wygląda następująco: im więcej się dzieje tym mniej czasu na tego opisywanie (chodź przemyśleń nie brakuje). Dlatego ostatnio mało tu postów i już powoli zaczynam myśleć o tym, żeby znów zaczęło się ich pojawiać więcej.

czwartek, 15 kwietnia 2010

lekcja

Od kilku dni wszyscy bierzemy udział w bardzo cennej, bo żywej, lekcji historii. Ba, my sami tą historie tworzymy: wywieszając flagę, zapalając znicz, rozmawiając wlewamy żywą treść w skostniałą formę naszego narodu. W ten sposób zapisujemy dla potomnych kolejną kartę podręcznika do historii. Naszą postawą zadziwiamy świat i sprawiamy, że sami z siebie jesteśmy dumni. Dorzucamy nowy kamyczek do szańca narodowych mitów i przy okazji przekonujemy się o tym jakie to piękne uczucie. Moi rodzice doświadczyli tego w momencie wyboru Wojtyły na papieża, dziadkowie gdy Polska odzyskiwała niepodległość a ja mogę teraz.

Sami u siebie pobieramy niespotykaną lekcję o ludziach, o postawach, o tym jak elastyczna jest wielkość i małość i o tym jak bardzo potrzebujemy być razem, jak bardzo potrzebujemy patriotyzmu.

Królewskie miasto Kraków znowu będzie miało niezwykłe szczęście. Ostatnio tylu znamienitych gości było tam dzięki Kazimierzowi Wielkiemu 646 lat temu, teraz znowu na krótką chwilę Kraków stanie się stolicą świata...
A jest tam w Krakowie też paru takich co im się to wszystko w ogóle nie podoba i dla swoich niskich pobudek, w swym zacietrzewieniu nawet po śmierci nie dadzą w spokoju spocząć szczątkom Prezydenta RP. Jest to dodatkowy temat tej lekcji, przypomnienie, że byli, są i pewnie zawsze już będą też tacy Polacy. Oni również stanowią ważny fragment naszego narodowego mitu, który przecież ma swoje różne odcienie. Przypomniało mi się, że Słowacki napisał kiedyś coś mniej więcej takiego:
O Polsko!
Póki Ty duszę anielską
będziesz gnieździła w czerepie rubasznym,
póty kat będzie rąbał twoje cielsko
i nie będzie twój miecz pomsty strasznym.
I będziesz miała hyjenę na sobie
i grób i oczy otworzone w grobie.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

"znowu"

Stałem dzisiaj w szpalerze tysięcznego tłumu. Była to niema asysta w ostatniej drodze Prezydenta do pałacu, jakby oczekiwanie, jakby coś się jeszcze mogło wydarzyć. Ostatecznie pod koła konduktu posypało się trochę kwiatów, a ten i ów zaklaskał. Czarny furgon przejechał, i tyle.

Warszawska ulica od dwóch dni tętni życiem i milczy. Tak jakby już tylko ono nam pozostało. Jeśli przemawia to w głosach starców, którzy już wiele widzieli i dlatego będą mówić dosadnie, wzniośle, podejrzliwie.

70 lat po zamordowaniu 22 tysięcy polskich oficerów, by uczcić ich pamięć, w podróż do miejsca zbrodni wyruszyła najwyższa generalicja Wojska Polskiego pod przewodnictwem Najwyższego Zwierzchnika Polskich Sił Zbrojnych w osobie Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego. Panu Prezydentowi w delegacji towarzyszyła małżonka oraz przedstawiciele najwyższych urzędów państwowych i partii politycznych. Samolot uległ katastrofie i wszyscy zginęli.
W ten sposób domknęła się straszliwa klamra, lecz jej sensu jeszcze nie znamy...

W sobotę rano radio miało pomóc wstać z łóżka, lecz nadawany właśnie komunikat nie pozwalał się poruszyć. Był jak dziwny sen.
Śni mi się czasami coś takiego dziwnego, że czuje jak każda komórka mojego ciała jest niesłychanie dynamicznie i mocno wyrywana w czarną dziurę śmierci. Stąd być może trochę wiem o nagłym obliczu śmierci. Taki sen trwa sekundę: wsysa cię i budzisz się nieźle przestraszony.

Boże spraw aby wszystkie ofiary Katynia obudziły się do szczęśliwego życia po śmierci.

Lech Kaczyński był wielokrotnie wyśmiewany. Owszem nie był showmanem i nie działał pod publikę. Został wybrany przez zwykłych ludzi, którzy chcieli aby na najwyższym urzędzie był ktoś, kto będzie bronił ich praw i interesów. był po prostu uczciwy, urzędu nie traktował jako trampoliny dla własnych korzyści ale jako misję publiczną, pracę na rzecz Narodu. Jak nikt przed nim w swojej prezydenturze skupił się na ochronie polskiej pamięci historycznej, uczucia dumy narodowej i niemodnego patriotyzmu. Był faktycznym kontynuatorem przedwojennego etosu i prawdziwej polskiej tradycji. Za te działania, które dla wszystkich urzędników powinny być normą, został uznany za kontrowersyjnego i krytykowany - także w Polsce.
Kiedy usłyszałem o jego śmierci, pomyślałem "no tak teraz zostanie uznany za najlepszego prezydenta Polski", nie minęły jeszcze dwie doby od tamtego wydarzenia a ja sam już wierze, że był na prawdę najlepszy, na prawdę polski, na prawdę nasz.

wtorek, 30 marca 2010

news enigmatyczny :)

W pewnym kręgu zostałem dziś niejako wywołany do zamieszczenia w sieci następującej informacji (żeby było ciekawiej podaje ją w formie quizu tudzież zagadki):

pewien x - 12 = 84

co to za x?


odpowiedzi można przesyłać do 1 kwietnia

niedziela, 28 marca 2010

Jak to dobrze jest

mieć trochę wolnego czasu do spędzenia razem. Przyjacielskie słońce, smak rozmowy i śmiechu (po spotkaniu z Bąkiem) to luzik wiosennego piwka: idealna niedziela. Boże jak dobrze jest. Wolnego czasu nie należy jednak planować, a już na pewno nie co do minut, bo wtedy (Przemysławie) mogą uciec te najfajniejsze. Dydalioni musieli szybciej uciekać, też szkoda byłoby jeszcze bardziej rodzinnie...

Pod skórą Moniki kołysze się mały człowiek. Niedługo po raz pierwszy ujrzy światło dzienne, będzie to dla niego przeżycie, coś chyba takiego, jakby w tej chwili porwali mnie kosmici. Tak to sobie wyobrażam.
Moją ulubioną zabawą jest stanąć w jeszcze ciepłym po zagranicznym turyście miejscu i spojrzeć w tym samym co on przed chwilą kierunku. Widziałem już w ten sposób całą masę różnych detali, za każdym razem to odkrycie czegoś nowego, nowe wrażenie... cóż dopiero zobaczy taki młody wyciągnięty do suchego światła. Od tego momentu fale elektromagnetyczne będą trafiać już bezpośrednio do jego zmysłów. Niesamowite przesuniecie granic wszechświata.



Istnieje nieograniczona ilość możliwych perspektyw. Spojrzenie na świat oczami innych wcale go nie uszczupla, lecz wzbogaca do nieskończoności.




Tak właściwie zakończył się marzec, najbardziej pracowity miesiąc w moim życiu. Teraz nowe rozdanie. Jutro nowa wiosna.




początek marca:
Sandomierskie zakotwiczanie nieba - nieskrępowana próba odwrócenia reguł wszechświata.

środa, 17 marca 2010

radość

Spotkałem dziś kilku uczestników treningu interpersonalnego, który prowadziłem przez ostatni weekend. Spotkanie z serii tych co dają poczucie sensu i radości. W ogóle w tym projekcie od samego początku było wszystko jak należy: badanie potrzeb, przygotowanie programu, negocjacje, ...
Okazuje się, że dobrze zastosowana teoria jest wielce praktyczna. Jakoś po prostu dobrze i miło jest upewnić się, że na pewnym poziomie wszystko jest takie, jak być powinno. Usłyszałem dziś: "zmieniłam się - teraz myślę pozytywnie" i ostatecznie chodzi tylko o tyle, nie trzeba nic więcej.

welcome to the jungle by Natalka

piątek, 5 marca 2010

mogę być gruby

Widziałem dziś na mieście jednego grubego. Miał taką dosyć dziwną minę i kurtkę taką samą jak ja. W sumie nie wyglądał jakoś fatalnie - kurtka dobrze leżała. Pomyślałem wtedy, że mogę być gruby.

czwartek, 25 lutego 2010

Slovensko 2010

Mniej więcej rok temu za namową przyjaciół zaingurowałem działanie jako bloger-robol. Chodziło o to, żeby wszyscy krewni i znajomi mogli w sposób tani i tajny sprawdzić co słychać u mnie na Słowacji (w tym czasie rozpoczynałem tam studia w ramach programu ERASMUS).

Piękno kraju, poznani ludzie i erasmusowa rzeczywistość wytyczyły nowe linie papilarne mej świadomości. I teraz to nie, że ja chce, lecz samo coś ciągnie, coś samo każe doń wracać...

Czasami cofnięcie w czasie jest możliwe i znowu da się postawić stopę w tym samym miejscu, przesiąknąć atmosferą, przeżyć coś raz jeszcze.

Przywdziałem ponownie skórę studenta, zabrałem ze sobą starą słowacką legitymacje i tak z komicznym zacięciem, w dzielnym towarzystwie ruszyłem do Rużomberka na spotkanie erasmusów, przygody i przyrody. Rok temu przed samym wyjazdem rozpieprzyłem siekierą stary czajnik (efekty można zobaczyć na tym blogu w jednym z pierwszych zamieszczonych tu postów), teraz powoli jakby coś świta i chyba sam zaczynam rozumieć co to miało znaczyć.




Przebrany za słowackiego studenta,
starałem się wtopić w tłum










Wśród starych śmieci








O takie kwiatki, skąd my to znamy...








Na zimno są już dobre sposoby,
otwartych przez Słowaków drzwi nie trzeba wywarzać








Zdrój wszelkiego życia










Na takiej wyprawie jazda stopem to banan z masłem - zupełna normalka





W górach widoki były po prostu przeprzeprzeprzepiękne,
żadna fotografia tego nie odda








Wśród Erasmusów, bo na Słowację jak do domu








A oto bardzo ważne kolory







Po powrocie zbadałem sobie krew, zawierała 3 razy więcej tlenu niż normalnie (wyraźnie widoczne jasne plany)





No i szczególne podziękowania dla naszych sponsorów:
bez nich ekspedycja Slovensko 2010 nie byłaby możliwa

MoniaMonika hej Sokoły!




niedziela, 21 lutego 2010

"Ty blaźnie!"

Dzisiaj słowacki biathlonista zdobył brązowy medal. Jest to ważna historia ponieważ mieliśmy okazje poznać tego biegacza podczas naszego ubiegłorocznego wypadu nad Strbskie Pleso. Dzięki kwiecistości języka zapisał się on bardzo wyraźnie w naszej pamięci, jako człowiek posiadający duże pokłady sportowej złości.

Jeszcze nie wiem jak zabrać się do opisywania naszego ostatniego pobytu w Rużomberku. Zbyt wiele się tam działo i wszystko jeszcze chyba nazbyt gorące aby można było to uczynić należycie. Najfajniejsze jest to, że wycieczka doszła do skutku, a na drugim miejscu chyba to, że było suuuper!

and the winner is: GAMBRINUS


- Ej my zamawialiśmy Gambrinusa?
- Noo...
- To dlaczego on nalewa nam Pilsnera?
- Bo jest idiotą.

czwartek, 11 lutego 2010

w sklepie "Banan"

- Słyszałaś, że Heniek nie żyje? Wpadł pod ciężarówkę.
- Yhm.
- ...no ten kierowca. Dziwnie mi jakoś...był człowiek i nie ma człowieka...
- Takie życie.


wtorek, 9 lutego 2010

elan vital

Jesteś szklana zabawką, mechaniczną pacynką, pajacykiem. Nutką księżyca, alfabetem kolorów - jesteś życiem. W tej ostatniej melodii spotkania z morzem na wycieczce kamieni. I powiedzmy to sobie: spojrzeniem zza progu na sekwencje liści w odblaskach jesieni.

czwartek, 4 lutego 2010

TOWARZYSZ GENERAŁ

Oglądnąłem dziś ten nowy dokument o gen. Jaruzelskim. W sumie nigdy nie miałem co do tego większych wątpliwości ale wychodzi na to, że niezła z niego menda.

Przed zaśnięciem pomyślałem jeszcze raz o tym wszystkim.
Nasuwa się wiele pytań. Szczególnie zajmujące jest to, co zawładnęło tym człowiekiem, że był w stanie tak bardzo zaprzepaścić i zmarnować całe swoje życie na czynienie zła?

niedziela, 31 stycznia 2010

seminarium

Wczoraj prowadziłem swoje pierwsze seminarium. Dowiedziałem się bardzo wiele bardzo ciekawych rzeczy. Najciekawsze dotyczą tego co tu i teraz i jak się w tym poruszać.
Ciężar gatunkowy zadawanych pytań będzie utrudniał spokojne zasypianie ale tylko do momentu gdy dotrę do rzetelnej odpowiedzi.

piątek, 29 stycznia 2010

Zima roku 2010 w Polsce

Zima tego roku była w Polsce prawdziwie urodzajna, nie brakowało ni mrozu ni śniegu. Dzięki temu zapisze się w pamięci dzieciaków, drogowców, energetyków, murzynów i listonoszy. Dostałem nawet list, w którym był szalik, dzięki temu już nie odmarzają mi policzki. Fajnie jest.

Poniżej przedstawiam krótki przegląd tego co zima porobiła w różnych rejonach Polski.


Lublin: na ulicach miasta pojawiły się koksowniki, jest prawie jak w średniowieczu. Można też upiec kiełbaskę, napić się wódki...


Polska Wenecja: w tym roku można pływać również dziurawymi łodziami


Warszawa: zmrożony wśród kalekich aniołów Mitoraja



W drodze do pracy: pieszo przez śnieg - codziennie 5 km w jedną stronę


Białystok: zamarzające laski



Nad Biebrzą: w baku ścinało nawet białoruski spirytus



W podróży: wśród kobiet znowu popularne stały się futra z norek



o takich jak ta, uchwycona obiektywem :ąiwraN daN



Podkarpacie: Dama Ze Śniegowym Keremesłem



Na Globusie: w tym roku można dorwać pingwina

sobota, 23 stycznia 2010

Woda

jest po prostu wspaniała,
za ten wynalazek Bóg powinien otrzymać Nobla.

(a za wynalezienie oliwki Bambino - Oskara ;)

czwartek, 21 stycznia 2010

B612

(...)Gdy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej puszczę dziewiczą. Książka nazywała się "Historie prawdziwe"(...)

wtorek, 19 stycznia 2010

ciągota

Piękna zimowa aura, padający śnieżek, mróz szczypiący w policzki. I niewykonane, przerwane w pół drogi zadanie. Musiało się ono mocno wryć w podświadomość skoro dzisiaj uderzyło z taką siłą. Ostatnio śnieg był zbyt głęboki, dzień za krótki, mapa za mało precyzyjna, a płuca jakby skurczone - w rezultacie Wielka Fatra ciągle wzywa i czeka by zdobyć ją zimą...

Tym razem przygotujemy się lepiej, może nawet załatwimy sobie śnieżne rakiety. Plan jest taki by dostać się do Rużomberku stopem, nocka w akademiku, narąbanie się ze znajomymi rezydentami Icka, a na drugi dzień rozgrzewka sportowa w Ski Parku. Następnego dnia początek walki ze śniegiem, górami, zmęczeniem i flegmą w płucach.

Trzy dni marszu powinny wystarczyć by rozprawić się z całym pasmem Wielkiej Fatry.

Ech jakże ciągnie ciągnie ciągota!