wtorek, 31 marca 2009

urok pożegnań

tkwi w niedokończonych rzeczach

w do połowy pełnej szklanicy

otwartym w świt oknie

niedopowiedzeniach

koniec

...

niedziela, 29 marca 2009

o czopowaniu piva - dobrze powiedziane

Ja, bywalec słowackich uroczysk i biwakowisk, od lat już, od lat...
Zawsze z uśmiechem (i nostalgiczną łezką w oku) przyglądam się minom tych, którzy dopiero odkrywają uroki tej krainy. Na czopowanie piwa pierwsze reakcje zawsze są podobne...

http://www.perko.pl/2009/03/sowackie-czapowanie.html

piątek, 27 marca 2009

Velka Fatra again!

Kto nie zdobył Wielkiej Fatry wczesną wiosną ten nic nie wie o górach. Za to sporo wiedzą o nich nasze erasmuski, które postanowiły przemierzyć ten trudny szlak razem z nami. Ania postanowiła, że wyjdziemy po obiedzie, a całość zajmie nam 4 godziny. Praktycznie cały ubiegły tydzień minął pod znakiem dyskusji "jak to będzie". Ostatecznie, co było z resztą do przewidzenia, żadna z dziewczyn nie zdecydowała się wyruszyć z nami, bo nie wiedziały czy brać ze sobą szampon (gdyby pytały czy brać szampana, na pewno odpowiedziałbym twierdząco natomiast na pytanie o szampon po prostu nie wiedziałem co powiedzieć...).
Wyruszyliśmy więc we dwóch z Konradem ale byliśmy już tak skołowani wcześniejszym zamieszaniem, że udało nam się wyjść w trasę dopiero około 11 i nie zabraliśmy ze sobą porządnej mapy. Dlatego musieliśmy trochę kołować pomiędzy górami (a właściwie: błądzić), a kiedy udało nam się dotrzeć do znajdującej się po drodze Malinovej Chaty, nieopatrznie zapytaliśmy jakiegoś Słowaka o drogę. Od razu zaczęło się odradzanie. Później ten Słowak zaprowadził nas do jakiegoś innego Słowaka, który kategorycznie stwierdził, że dalej iść się nie da i żebyśmy nawet nie próbowali. Bo on tam kiedyś utknął śnieżnym skuterem, bo on tam nigdy nie szedł zimą, bo on jest mistrzem, bo my są z Polsko a on tu już X lat siedzi. Dla nas to on by sobie mógł tam siedzieć aż do martwicy pośladków, no ale fakt faktem, że z takim fachowcem na plecach ciężko było ruszyć w dalszą drogę. Musieliśmy więc upozorować odwrót i okrężną drogą wrócić na szlak w strone Smrekovnicy (1530 m.). Kosztowało nas to oczywiście trochę wysiłku ale mieliśmy niesamowitą frajdę z tego, że idziemy tam gdzie się nas nie spodziewają :). Znowu byliśmy zmuszeni szukać szlaku w górskich ostępach, a wypatrywanie białych kresek na ośnieżonych drzewach wcale nie jest łatwe (ani przyjemne). Kilkakrotnie wracaliśmy się z obranej trasy by spenetrować inne rozgałęzienie. Oczywiście w końcu się udało i odnaleźliśmy szlak. Zatrzymaliśmy się na popas i wtedy do naszych uszu dotarło ciche buczenie. Z czasem robiło się coraz głośniejsze, aż w końcu całkiem wyraźnie przybrało formę ryku silnika spalinowego (w takiej głuszy słychać go z kilometra). To ten facet na skuterze jechał po naszych śladach. W pewnym momencie, gdy zdawało się że skuter jest już tuż za zakrętem, odgłos ucichł na chwilę, by zaraz odezwać się ze zdwojonym rykiem. Taki ryk przecinany chwilami ciszy rozpoznawalny jest dla każdego kierowcy, który kiedyś utknął w błocie lub śniegu. Najwyraźniej to samo przytrafiło się naszemu mistrzowi, a teraz próbuje wyrwać skuter z zaspy. Zupełnie spokojnie dokończyliśmy posiłek, popili gorąco herbatką z termosu i ruszyli w dalszą drogę. Las jest mi matką i nigdy nie wchłonie mnie na powrót do swego mrocznego łona. Jednak powyżej granicy lasu, w śniegu do pasa, zrobiło się już tak ciężko, że nawet bardzo częste zmiany w przecieraniu szlaku nie ułatwiały nam życia. Dotarliśmy do przełęczy, a stamtąd sturlaliśmy się zpowrotem na dół. Generalnie było super!
Fatra pozostaje ciągle niezdobyta.


w wielkofatrzańskim mateczniku


tak wyglądał wczoraj powrót do Rużomberoku

czwartek, 26 marca 2009

odkryte nowe Eldorado

Za bardzo nie chce mi się o tym rozpisywać ale obsługa w tutejszych lokalach pozostawia na prawdę wiele do życzenia.
Wygląda na to, że nasi słowaccy sąsiedzi sami nie mają świadomości jak wielkie występują u nich potrzeby szkoleń pracowników bezpośrednio obsługujących klienta (np. na załączonym obrazku nie przypadkowo brak sztućców...).

wtorek, 24 marca 2009

inna podróż

Wojtek, mój kolega po fachu, zabrał mnie w wielce interesującą podróż do amazońskiej dżungli. Pełno tam niebezpiecznych motyli, rebeliantów z kałaszami, dzikorosłych filozofów, administracyjnych absurdów i rzeczy, które nie istnieją.
Całkiem podobnie jest na Słowacji.
Polecam!

niedziela, 22 marca 2009

pierwszy dzień wiosny (nad Strbskim Plesom)

Narty na Słowacji to normalka, chleb powszedni. Ale dzisiaj miał miejsce mój narciarski debiut na biegówkach. W odróżnieniu od nart zjazdowych, gdzie pracują prawie wyłącznie nogi, jeżdżąc na biegówkach używamy coś około 90% mięśni naszego ciała, jesteśmy też bliżej natury, podziwiamy piękne (i cały czas się zmieniające) widoki, na trasie nie ma tłumów, no i biegać można za darmo...

środa, 18 marca 2009

galeria ERASMUS - Teresa

By adekwatnie opisać Teresę trzeba by się wspiąć na szczyt szczytów pisarskiego rzemiosła. Daleko mi do tego i dlatego nie wiem czy nie obudzę się jutro z maczetą w brzuchu, a właściwie to nie wiem czy w ogóle jutro się obudzę...ano obaczym...
Teresa to prawdziwa polska góralka z krwi i kości, w Polsce mieszka około 420 metrów od słowackiej granicy i przyjechała tutaj by udowodnić wszystkim, że w "góralszczyźnie" nie może się z nią równać nawet największy słowacki zakapior. Wszyscy tutaj mocno ściskają za nią kciuki, tym bardziej, że w tej konkurencji wydaje się mieć spore szanse. Bowiem nikt tak jak ona nie potrafi:
- usmażyć placków ziemniaczanych,
- snuć gminnych przypowieści,
- naważyć sobie piwa,
- skakać po górach jak wiewiór jaki,
- lepić garnki (a nie od dziś wiadomo, że nie święci garnki lepią),
- wstawać skoro świt i gnać do kościoła,
- łapać innych za słówka*,
- pić na umór,
- kantować w kartach,
- ...,
- ...,
zostawiłem jeszcze troche wolnego miejsca po to, by kazdy kto ją zna mógł dopisać coś od siebie.

*dobrze, że to wpisałem, bo teraz nie będzie mogła czepiać się tego co tu napisałem, gdyz próbując podważyc, będzie potwierdzała... :)

poniedziałek, 16 marca 2009

Likava
























Ułatwienie dla tych, którym nie chce się odpalać Wikipedii:
Zamek Likawa (słow. Likava, Likavský hrad) - ruiny średniowiecznego zamku, wznoszące się nad wsią Likavka w powiecie Rużomberk, w kraju żylińskim, w północnej Słowacji.

Zamek wzniesiony został na skalistym garbie u podnóży Przedniego Chocza, na pograniczu Kotliny L
iptowskiej i Gór Choczańskich. Był najważniejszą twierdzą dolnego Liptowa. Strzegł ważnego strategicznie szlaku handlowego, wiodącego z Liptowa na Orawę i dalej do Polski.

Zbudowany po 1335 r. na polecenie potężnego pana feudalnego, żupana Donča. W 1341 r. był już siedzibą załogi wojskowej, strzegącej wspomnianego wyżej szlaku oraz zarządu królewskich majątków w dolny
m Liptowie. Na początku XVIII w. w rękach kuruców Franciszka II Rakoczego. Zburzony w 1707 r. z rozkazu Rakoczego, ustępującego przed wojskami habsburskimi.



Majestatycznie piętrzące się ruiny zamku wysokiego








Nasze Anny w obliczu potężnych murów, wyjątkowo, nie wiedziały co powiedzieć. Po ich twarzach błąkał się jedynie tajemniczy uśmieszek...







Szturm










Jako nowy Pan na zamku szybko zaprowadziłem ład i porządek. Jak zwykle w takich przypad
kach loszek wypełnia się oprychami najgorszego gatunku. Osobniki te nie zasługują nawet na miano najdzikszego zwierzęcia...











I jeszcze rzut oka na nową diedinę. W tle podgrodzia delikatnie zarysowują się Tatry Zachodnie.






niedziela, 15 marca 2009

przesądy i gusła


Ponad 60% powierzchni Słowacji zajmują Karpaty, góry niezwykłe. Ciągną się one łukiem przez środkową Europę, by rozlać się szeroko na terytorium Rumunii. Łańcuchy górskie siegają dalej na południe, łączą się z Górami Dynarskimi i jeszcze dalej, na wschód za Bosforem, przechodzą w Taurus i jeszcze dalej i dalej na wschód...
Pokolenia temu szlak ten był przemierzany przez pasterskie plemiona nomadów gdzieś z samego Półwyspu Indyjskiego. Cóż ich pchało na zachód? Nie ma w tym prawdopodobnie wielkiej filozofii było to, jak zwykle, proste przekonanie, że trawa tam gdzie idą jest bardziej zielona (w tym miejscu należy przypomnieć o tym, że pasterze, w stopniu niemal równym ich własnym owcom, potrafią rozróżniać kilkanaście rodzajów trawiastej zieleni). Ludzie ci całymi dziesięcioleciami, nieśpiesznie, powolutku przemieszczali się przez te rozległe, górzyste obszary, czasami przyswajając sobie miejscowe obyczaje (o wiele częściej były to miejscowe kury). Pozostawiali po sobie również pamiątki w postaci nazw gór, umiejętności posługiwania się kryształowymi kulami oraz rozległe obszary zeżartej trawy. Schodzili czasem z gór, ale musieli mieć ku temu swoje powody: najczęściej była to chęć rozdania paru sińców i zainkasowania kilku dla siebie, a jeśli przy okazji udało się zainkasować jakieś łupy lub babę to jeszcze lepiej. Prowadzili też ze sobą kobiety - wiadomo ktoś musi dbać o porządek w obozowiskach, no i są mniej owłosione niż owce... A kiedy taka baburajka się starzała można ją było wysyłać do okolicznych wiosek by w zamian za powiedzenie komuś prawdy, uzyskała jakiegoś cennego fanta. I te same, zawsze prawdziwe historie były opowiadane jak karpaty długie i szerokie: od Rumunii aż po Czechy. Naturalną koleją rzeczy mieszali się ci ludzie z ludnością tubylczą, bo miejscowych pociągały oczy czarne, figlarne a i czasem swobodny pasterski tryb życia.
Na Słowacji pasterzy można spotkać na każdym kroku, tych prawdziwych i tych pseudo, brak im tylko czasem czap wełnianych. Nie zanikła też wiara w prawdziwość opowieści zapisanych w szklanej kuli bądź w fakturze wewnętrznej strony dłoni. Pewnego wieczoru, przy szklanicy tmavego* piva, odpowiadałem (jak mogłem najlepiej) na tą głeboko zakorzenioną wsród Słowaczek potrzebę.


*piwo "tmawe" czyli ciemne też nieprzypadkowo zyskało tak wielką popularność na Słowacji: w Wielkiej Brytanii jest ono znane pod nazwą "porter", z tego względu, że było uznawane za najmniej szlachetny gatunek piwa, przeznaczony dla irlandzkich pasterzy i tragarzy.

środa, 11 marca 2009

typicki Slovak

Jestem sobie w stanie wyobrazić, ze słowacki pasterz sprzed 300, a i sprzed 500 lat nosił kozią brudkę, szope na łbie, kolczyki i tatuaże. Poza tym, że dziś nie są odziani w baranice, w wyglądzie typowej słowackiej młodzieży chyba nie wiele sie zmieniło. Słowacy mają swój oryginalny styl, którego w sumie można im pozazdrościć: wąsik ala Małysz nikogo tu nie dziwi, a u nas same skejty...
szkoda.

ze stoku Czebraci:

Rzut oka na zachodnią część Rużomberoku:
1. akademik;
2. filozoficka fakulta (wydział filozoficzny), gdzie mam prawie wszystkie zajęcia;
3. cygańskie siedlisko;
4. rzeka Vah (Wag);
5. TESCO;
6. hotel Aćko (tanie obiady);
7. stadion piłkarski (pierwsza liga);
8. fabryka w Rużomberoku (ta mniejsza);
9. "Brooklin"
10. nartostrada;
11. Ski Park (super);
12. Wielka Fatra;
13. Vlkoliniec;

piątek, 6 marca 2009

galeria ERASMUS - Konrad Perko

CHARAKTERYSTYKA OGÓLNA:
Ten człowiek wszędzie za mną łazi. Jest niezniszczalny, chleje jak wielbłąd, tarza się w śniegu, pije Kofole i nic, ciągle wśród żywych. Najczęściej znaleźć go można w pokoju 203 C-bloku po lewej stronie.

TYPOWY DZIEŃ:

- pobódka, złoty bażant;
- śniadanie, rum;
- obiad, pilsner;
- kolacja, kozel;
- impreza, vodka;
WYJĄTKOWE UMIEJĘTNOŚCI:
potrafi pożreć opakowanie słonecznika w 5 minut rozrzucając łupiny po całej podłodze, wypić półlitrowego Martinera na dwa chausty i odstawić głośno butelkę.
NOTATKA OSOBISTA:
przez tego człowieka prawdopodobnie zostanę alkoholikiem.


Niniejszym otwieram galerię słowackich Erasmaków...

czwartek, 5 marca 2009

list od kaszki mlecznej

Państwa list i argumentacja w nim zawarta utwierdziły mnie w przekonaniu, że
ten kierunek wyjazdów studentów należy w najbliższym czasie zlikwidować.
Zanim to nastąpi informuję, że nie ma i nie będzie zgody na to aby student
programu Erasmus na kierunku psychologia uzyskiwał punkty ECTS na siłowni
czy basenie.
Studenci z lat wcześniejszych dawali sobie radę wybierając przedmioty z
programu i uzyskując wymagane minimum 20 punktów dla studentów V roku.
Zachęcam Państwa aby podjąć zdecydowane kroki w celu wypełnienia tego
minimum zgodne, z kierunkiem studiów, a jak się zmęczycie to proszę
relaksować się w wolnym czasie poprzez aktywność sportową, pozdrawiam
W.O.



środa, 4 marca 2009

zdobywcy gór i śnieżnych szczytów

Zima w górach bardziej niż jakakolwiek inna pora roku odsłania ich surowe oblicze. Daje też możliwość zmierzenia się z, głębokim czasem po pas, śniegiem. Niestety na razie dziewczyny wymiękły z treningu, który specjalnie dla nich rozpisaliśmy. Naszym celem jest przejście całych Karpat słowackich, oczywiście nie wszystkich szlaków i nie za jednym zamachem, ale nieśpiesznie i najciekawszymi szlakami. Droga na szczyt zawsze jest przyjemna, a zejścia zimową porą bywają wyjątkowo łagodne...:)
Jeśli ktoś chce się dołączyć - zapraszamy (baza Rużomberok).