niedziela, 31 stycznia 2010

seminarium

Wczoraj prowadziłem swoje pierwsze seminarium. Dowiedziałem się bardzo wiele bardzo ciekawych rzeczy. Najciekawsze dotyczą tego co tu i teraz i jak się w tym poruszać.
Ciężar gatunkowy zadawanych pytań będzie utrudniał spokojne zasypianie ale tylko do momentu gdy dotrę do rzetelnej odpowiedzi.

piątek, 29 stycznia 2010

Zima roku 2010 w Polsce

Zima tego roku była w Polsce prawdziwie urodzajna, nie brakowało ni mrozu ni śniegu. Dzięki temu zapisze się w pamięci dzieciaków, drogowców, energetyków, murzynów i listonoszy. Dostałem nawet list, w którym był szalik, dzięki temu już nie odmarzają mi policzki. Fajnie jest.

Poniżej przedstawiam krótki przegląd tego co zima porobiła w różnych rejonach Polski.


Lublin: na ulicach miasta pojawiły się koksowniki, jest prawie jak w średniowieczu. Można też upiec kiełbaskę, napić się wódki...


Polska Wenecja: w tym roku można pływać również dziurawymi łodziami


Warszawa: zmrożony wśród kalekich aniołów Mitoraja



W drodze do pracy: pieszo przez śnieg - codziennie 5 km w jedną stronę


Białystok: zamarzające laski



Nad Biebrzą: w baku ścinało nawet białoruski spirytus



W podróży: wśród kobiet znowu popularne stały się futra z norek



o takich jak ta, uchwycona obiektywem :ąiwraN daN



Podkarpacie: Dama Ze Śniegowym Keremesłem



Na Globusie: w tym roku można dorwać pingwina

sobota, 23 stycznia 2010

Woda

jest po prostu wspaniała,
za ten wynalazek Bóg powinien otrzymać Nobla.

(a za wynalezienie oliwki Bambino - Oskara ;)

czwartek, 21 stycznia 2010

B612

(...)Gdy miałem sześć lat, zobaczyłem pewnego razu wspaniały obrazek w książce opisującej puszczę dziewiczą. Książka nazywała się "Historie prawdziwe"(...)

wtorek, 19 stycznia 2010

ciągota

Piękna zimowa aura, padający śnieżek, mróz szczypiący w policzki. I niewykonane, przerwane w pół drogi zadanie. Musiało się ono mocno wryć w podświadomość skoro dzisiaj uderzyło z taką siłą. Ostatnio śnieg był zbyt głęboki, dzień za krótki, mapa za mało precyzyjna, a płuca jakby skurczone - w rezultacie Wielka Fatra ciągle wzywa i czeka by zdobyć ją zimą...

Tym razem przygotujemy się lepiej, może nawet załatwimy sobie śnieżne rakiety. Plan jest taki by dostać się do Rużomberku stopem, nocka w akademiku, narąbanie się ze znajomymi rezydentami Icka, a na drugi dzień rozgrzewka sportowa w Ski Parku. Następnego dnia początek walki ze śniegiem, górami, zmęczeniem i flegmą w płucach.

Trzy dni marszu powinny wystarczyć by rozprawić się z całym pasmem Wielkiej Fatry.

Ech jakże ciągnie ciągnie ciągota!

niedziela, 17 stycznia 2010

białostocka iluminacja

Na północy Polski mieszkają wyjątkowo otwarci i sympatyczni ludzie. Może to przez to, ze klimat jest tutaj bardziej surowy - skłania do tego, by trzymać się razem. Emilka z Kamilem przyjęli nas najbardziej serdecznie jak to jest możliwe: w ruch poszły kotlety i rozgrzewające napoje. Wieczorem Marcin zaprowadził na przepyszną czekoladę. A w międzyczasie wybory do rady fundacji - wszystko w sprzyjającej atmosferze i na odpowiednim poziomie. Przed odjazdem z przyjemnością zdrapaliśmy szroniasty lód z szyb samochodu.
Najpiękniejszym i największym zabytkiem Białegostoku jest pałac Branickich, zbudowany dla zdrajców wysiłkiem ciemiężonego pańszczyzną narodu. Obecnie służy swoim prawowitym właścicielom, pozwalając kształcić się przyszłym lekarzom.
Dzisiaj na Ukrainie odbywają się wybory prezydenckie. Liczący się w nich kandydaci nie opowiadają się już jednoznacznie za żadną ze ścieżek możliwego rozwoju, odrzucając za równo model europejski jak i rosyjski. Niestety nie wynika to z dążenia do wzmacniania suwerenności narodu ukraińskiego, lecz z finansowej i politycznej zależności tamtejszych decydentów wobec ukraińskiej oligarchii. Oligarchowie nie chcą na Wschód ani na Zachód, bo wiadomo: na wschodzie tacy jak oni kończą w Gułagach a na zachodzie bacznie patrzy im się na ręce i kontroluje ich czystość.
Kiedy wieki temu Rzeczypospolita Obojga Narodów rozciągnęła swe granice ponad Rusią (ziemie Ukrainy) w jej wnętrzu znalazł się nieliczny lecz bardzo istotny element tamtejszego możnowładztwa. Spodobał im się zachodni model uczestniczenia we władzy (którego dobrym odbiciem był polski ruch egzekucyjny w XVI w.) ale w ogóle nie czuli odpowiedzialności za swoje nowe państwo. Wręcz przeciwnie: Kraj traktowali jako płachtę sukna, z której należy wyrwać jak najwięcej dla siebie przy pomocy cynicznie wykorzystywanych przywilejów, a nawet obcych wojsk w postaci Tatarów, Moskali i Szwedów. wszyscy wiemy do czego to ostatecznie doprowadziło. Dlatego cieszę się, że w Polsce po takich Branickich widać już tylko zabytki, a oligarchia pozostała po drugiej stronie przesuniętej granicy.

środa, 13 stycznia 2010

w oczekiwaniu na sygnał

Może być tak, że jeszcze nie jest,
i to dobrze, albo źle
ale jeszcze nie,
jeśli jest - aż tak źle.

W każdym razie brak oczekiwanego sygnału nie jest sytuacją przyjemną.

sobota, 9 stycznia 2010

zwycięstwo obrazu: AVATAR

W kinie zawsze bardziej ceniłem treść, której jakość była dla mnie podstawowym wyznacznikiem jakości filmu jako całości. Forma była dla mnie na drugim miejscu, była miłym dodatkiem - czymś dla ciała, podczas gdy dusza potrzebowała pożywić się ambitną, pogłębioną fabułą. Po prostu lubię gdy reżyser podejmuje próbę opowiedzenia historii, która opisując fragment Uniwersum, pozostawia po sobie jakiś temat do własnych przemyśleń. Jeśli interesująca treść współgra z formą prezentujących ją obrazów, film taki uznaję za bardzo dobry i godny polecenia...

Treść filmu Avatar została ulepiona z oklepanych przez tysiąclecia lecz ciągle żywotnych i funkcjonujących w zbiorowej podświadomości obrazów. Mamy tam więc między innymi archetyp bogini-matki, starego mędrca, dobrego i złego wojownika, walki szlachetnych sił natury z siłami pragmatycznego rozumu, miłości wbrew podziałom, itd. Powiedzmy, że odwołanie się do archetypów jest inteligentnym zabiegiem twórców tego obrazu: wkłada do filmu bogactwo zapożyczonej treści, bez konieczności wymyślania czegoś na nowo. Jest to rozwiązanie stosunkowo proste, a zarazem skutecznie broniące film przed zarzutem jałowości. Zabieg ten pozwolił reżyserowi skoncentrować się na tym, na czym tak na prawdę mu zależy - na obrazie. James Cameron słynie z monumentalności swoich dzieł (fani gatunku SF z pewnością cieszą się, iż autor ten po przeszło 10 latach od premiery ostatniego filmu "Titanic", swoim kolejnym dziełem powraca do reżyserskiej kolebki), a Avatar w wersji 3D po prostu na prawie trzy godziny WGNIATA WIDZA W FOTEL. Stworzenie tego filmu w wersji trójwymiarowej zajęło reżyserowi 2 lata i pochłonęło setki milionów $ - jestem pewien, że się zwróci. Efekty są tak dopieszczone, że oglądanie tego filmu w domu po protu nie ma sensu, koniecznie trzeba pójść do dobrego kina. I jest to najlepsza odpowiedź, jaką może dać twórca na zjawisko piractwa.

Ja siedziałem oszołomiony i oczarowany - obraz zwyciężył.

PS. apropo treści: jak słusznie zauważył ksiądz Wojtek, film przemyca prawdę, że aby być prawdziwym człowiekiem, trzeba przestać nim być (podobnie mają się sprawy w filmie "district 9").

niedziela, 3 stycznia 2010

coach-pl

Wprowadziłem pewne modyfikacje na swoim profesjonalnym blogu. Jeszcze wcale nie jestem pewien czy jest lepiej ale na razie tak zostanie.
Chodzi o to żeby było ciekawie.