poniedziałek, 27 lipca 2009

porzeczki

Może brakowało mi jakiś witamin, a może stęskniłem się za ich smakiem, podchodzę do pani sprzedającej na murku:
- Dzień dobry, proszę pół kg. porzeczek.
- 3 zł.
A będzie już może jakieś 15 lat, gdy samemu zbierało się porzeczki. Krzaki w plantacyjce u dziadków miały jedną cechę charakterystyczną i wspólną: sadzone były w najtrudniej dostępnym terenie i największych dziurach - na stromiźnie, za gnojem, za oborą sąsiada, tam gdzie ni kosa ni grabie nie sięgną. Pokrzywska trzeba było po prostu wydeptać a na zapach i jakieś latające robale nie było już rady. I zbierało się te porzeczki całymi dniami do łubianek. Łubiankę zbierało się około 40 minut, mieściło się w niej dwa kilogramy, a na skupie dostawało się 80 groszy za kilogram. Po tygodniu zbierania można sobie było kupić w sklepie sweter, w którym i tak się nie chodziło bo był beznadziejny i brzydki.

3 komentarze:

  1. skądże ja to znam...u nas jednak prym wiodły bardziej efektywne metody uzyskiwania tego czarnego owocu niż żmudne zbieranie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! to było tak: płachetka i kije ;-) przy okazji spadało multum liści. ale od czego jest głowa na karku- do usuwania liści służył stary odkurzacz cudownie przemieniony na profesjonalną wydmuchiwarkę :) a pamiętam czasy gdy porzeczki były za 5zł...

    OdpowiedzUsuń