niedziela, 26 lipca 2009

mój pierwszy wieczór panieński


Taki teraz okres, że co rusz to się ktoś hajta, miałem ostatnio w związku z tym taką przygodę. Zupełnie wyjątkową i prawdopodobnie jedyną w życiu. Otóż zupełnie niespodziewanie, nawet dla mnie samego, wylądowałem na wieczorze panieńskim :) A było to tak: wracam sobie wieczorem do domu, wchodzę do swojego pokoju i zastaje 10 rozbawionych w najlepsze, przepięknych panien (w tym oczywiście tą najpiękniejszą i najbardziej powabną tego wieczoru). Nie było rady, musiałem pomagać im rozkręcać tą imprezę (od kajdanek do teraz boli mnie łapa:)) a później służyć za przewodnika po lokalach i bodyguarda. I mogę powiedzieć to dzisiaj, bo nic się w tej kwestii już nie zmieni: był to najpiękniejszy i najweselszy wieczór panieński w którym uczestniczyłem w całym swoim życiu...
Aniu 100 lat wspaniałego szczęśliwego małżeństwa!

1 komentarz:

  1. :)
    Basia musiała być bardzo zadowolona z Twojej pomocy

    Teresa

    OdpowiedzUsuń