czwartek, 1 września 2011

7 czy 6 lat? osobista refleksja

Przez siedem lat nie piłem alkoholu.
Przez siedem lat nie paliłem papierosów.
Przez siedem lat nawet nie myślałem o dziewczynach.
A potem mama zaprowadziła mnie do szkoły.

czwartek, 5 maja 2011

Opowieści z Narwi

Podlasie - kraina niezwykła. Znów przywołała nas do swego zielonego łona, ukoiła żubrem, napełniła pieczoną kiełbasą i rześkością. A wszytko to zaledwie 2 godziny jazdy pociągiem od zatłoczonej Warszawy. Niby niedaleko, jednak cały sęk w tym żeby wiedzieć w którą strone pojechać i na której stacji wysiąść.


Dla zainteresowanych przedstawiam krótki fotreportaż z naszej ostatniej wycieczki:
Pierwsza stacja: starożytna osada Uhowo.
Tutaj nie upiecze się żadnemu gościowi bez gardłowych śpiewów i rytualnego tańca wokół ogniska.

No ewentualnie może być też Disco-Rusko. W każdym razie przed wyprawą na łowy i odwiedzaniem uroczysk na wszelki wypadek warto porządnie oczyścić sobie umysł (pomocne w tym są wszelkie trunki zwalczające szare komkórki).


Podlaskie miejscowości często są odwiedzne przez dzikie zwierzęta, które wyłażą z pobliskich puszczy i bagnisk w poszukiwaniu pokarmu. Jadąc w tamte strony po cichu liczyliśmy, że uda nam się spotkać żubra, bóbra albo łosia. I tak oto spacerujemy po Supraślu, patrzymy a tu: OrŁoś.





W centrum Krynek - przygranicznej mieściny, słynacej ze Straży Granicznej, odpowiedzialnej za bezwzględną walkę z turystami, stoi stara Synagoga (obecnie pełni funkcję Centrum Kultury). Na jej drzwiach można przeczytać, dodatkowe informacje:






























Pojechaliśmy dalej. Naszym celem była wieś Kruszyniany, gdzie prawdziwy Tatar (całkiem sympatyczny), w prawdziwym meczecie zachęcał nas do hidżry, dżihadu i poligami - ogólnie ciekawa sprawa, warto spróbować.

Później Wierszalin i spotkanie z niezwykłym teatrem, w którym nic nie jest do końca jasne, a Adela cięgle nie wie, czy to wszystko jest raczej do śmiania czy rozumienia... Nie wiem i ja skąd się tam wzieła ta trupa aktorów, czy i jakie szkoły pokończyli, a ze względu na ich świetne aktorstwo są to pytania bardzo intrygujące.
Konrad załatwił zwiedzanie Narwiańskiego Parku Narodowego od strony wody. Da się to zrobić o ile ma się do dyspozycji pychówki. Pychówki najpierw należy dokładnie opoządzić, później krótki kurs sterowania za pomocą jednego długiego badyla i juz mozna płynąć w zieloną dal.
Jeśli jednak kurs zakończy się fiaskiem i spektakularną klapą, nie ma wyjścia - trzeba wynająć zawodowego flisaka (wenecjanie powiedzieli by "gondoliera") i tak oto mamy romantyczną wycieczkę na łono natury:

Na podlasiu spotkała nas serdeczna gościnność. Tam nawet dzikie bobrołaki żyją w zgodzie i harmonii. Friends will be friends.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

po wizycie w Centrum Nauki Kopernik

Na mojego maila spłynęła część rzeczy, które udało mi się stworzyć podczas odwiedzin w Centrum Nauki Kopernik. Dostałem miedzy innymi odcisk swojej dłoni, zdjęcie tęczówki, zapis uwertury, którą skomponowałem rzucając kośćmi do gry, czy sonet który ułożyłem wspólnie z elektronicznym poetą. Oto premiera tego wiekopomnego dzieła:
***

Miesiącem letnim wytrwale poluje

Wie że październik to pora godowa

I zapytany tak konfabuluje

Nie gnębi go już powaga cechowa

***

Zielona najada Pana masuje

W dalekiej Szwecji gdzie topiel cenowa

Nie - brata z zimną krwią nie zamorduje

Egzystencyja jasnooliwkowa

***

W okowach dzierży wrodzona estyma

Wyczuwa zmysłem gdzie płynie benzyna

Płynie zdrój smętny - ognista posoka

***

Jedynie poblask nicości zbyt srogi

Ty który teraz sączysz hańby mroki

Na rondzie głównym miasteczka Sanoka
> Generalnie nie wiadomo o co chodzi ale i tak dosyć to chyba mądre :)

sobota, 26 marca 2011

Czarny Łabędź i Psychoanaliza


Zgłębianie meandrów psychiki jest chyba największym konikiem Darena Aronofsky'ego. Postacie w jego filmach częstokroć są napędzane przez obcą lecz przyswojoną idee fixe, która prowadzi ich do zatracenia siebie i autodestrukcji. Bohaterowie "Pi" czy "Zapaśnika" działają na zasadzie zewnętrznego determinizmu, w imię którego podejmują wyniszczające ich zmagania. Nie znając ostatecznego celu swoich bolesnych poświęceń, cały sens upatrują w ciągłym, uporczywym dążeniu. W ten sposób ich historie zamykają się w psychodelicznym kręgu, a widza pozostawia się z zestawem niepasujących do siebie puzzli i egzystencjalnych znaków zapytania.

Na tym tle "Czarny Łabędź” zaskakuje pod względem psychologicznej logiki i wyrazistej konsekwencji wydarzeń. Można powiedzieć, że film ten jest krokiem reżysera od Heideggerowskiego zawieszenia ku freudyzmowi, który daje się jednak opisać ciągiem przyczynowo-skutkowym.

Właściwie to jestem pod silnym wrażeniem psychoanalitycznego wykładu zawartego tym filmie. Naszpikowanie motywów psychoanalityczną symboliką, mechanizmami obronnymi, odsyłaczami podawanymi niekiedy w sposób zakamuflowany, a innym razem zupełnie wprost, zostało przez twórcę tego obrazu przeprowadzone w takim stopniu, że film ten swobodnie może być prezentowany studentom jako ilustracja "Wprowadzenia do Psychoanalizy".

Matka głównej bohaterki jest byłą baletnicą, która przez całą swoją karierę nie odniosła żadnego poważniejszego sukcesu. Obowiązujący w środowisku kult piękna i idealnej harmonii ruchów, które były poza jej zasięgiem, stają się dla niej źródłem frustracji i wewnętrznego napięcia. Na skutek mechanizmu przeniesienia, winę za swoje niepowodzenia obarcza córkę, od której oczekuje realizacji swoich własnych pragnień. Swoje dorosłe dziecko (lat około 20) zamyka w złoto-różowej klatce i, aby w symboliczny sposób odsunąć od siebie fakt upływu czasu, nie pozwala jej dorosnąć. Wszelkie próby autonomicznej aktywności córki są hamowane poprzez nadmierną kontrolę, szantaż emocjonalny, agresję słowną i fizyczną.

Nic dziwnego, że pod tak silną cenzurą struktura osobowości głównej bohaterki ulega zaburzeniu: wszystkie aspekty jej funkcjonowania są zdominowane przez Superego. Nie ma więc możliwości do ekspresji swoich emocji, popędów ani dążeń. Ekwiwalentyzacją jej niezaspokojonego popędu seksualnego staje się samookaleczanie, wywołujące w niej dreszcze te same, które towarzyszą fizycznemu podnieceniu. Kiedy w balecie przypada jej poważna rola, która wymaga od niej odkrycia i uświadomienia sobie mrocznej strony, sfery w której popęd seksualny miesza się z dążeniem do destrukcji i śmierci, rozpoczyna się prawdziwy dramat. Jej przygnieciona przez cenzurę osobowość nie radzi sobie z tak nagłym dopływem dotychczas nieakceptowanych impulsów i ulega rozbiciu.

Ostatecznie uwolniona przez bohaterkę energia obraca się przeciw niej i to ona płaci najwyższą cenę tak długiego i silnego tłumienia popędów. Przed śmiercią zdaje się wreszcie akceptować całą złożoność i przeciwstawne impulsy występujące w jej wnętrzu, tak samo jak u wszystkich innych ludzi. Umiera w przekonaniu, że osiągnęła ideał. Optymistyczne przesłanie zawarte w scenie jej śmierci polega na tym, że ten ideał jest po prostu akceptacją różnych przejawów człowieczeństwa.

niedziela, 6 marca 2011

Przygotowania rozpoczęte

W piątek rozpocząłem treningi przed swoim debiutem na dystansie 21 kilometrów. Zawody odbędą się pod koniec marca. Na rekordowy wynik czasowy raczej nie licze, nastawiam się na satysfakcje z samych przygotowań, udziału w tej imprezie i osiągnięcia mety :)


środa, 23 lutego 2011

pokrętna filozofia

- Nie jesteś śpiący?
- Noo, dlatego zrobiłem sobie już drugą herbatę. A ty zrób sobie kawę.
- Herbata cię rozbudza?
- Nie, właśnie usypia.

niedziela, 13 lutego 2011

łowcy hipsterów

Mamy z Gosią taką zabawę w łowienie hipsterów. Wygrywa ten kto szybciej wypatrzy osobnika tego typu w tłumie. Generalnie dojrzeć hipstera nie jest trudno ale trzeba uważać bo za pomylenie hipstera z menelem przyznawane są punkty ujemne. Fajna zabawa.





Charakterystyczna rzecz: prawdziwy hipster nigdy nie przyzna, że nim jest.

poniedziałek, 29 listopada 2010

dobra niedziela

Wczoraj to była dobra niedziela. Dobrze wykorzystany dzionek. Więc radość z tego, że był i z tego co dał. Spotkanie z prawdziwą, choć podane obiektywem amerykańskiego dokumentalisty, wzruszającą historią. I to zdziwienie nad ludzką prostą odwagą do brania życia i świata w swoje ręce. Bo utrwalanie i pokazywanie rzeczywistości ostatecznie też jest aktem samodzielnej kreacji. Pojechać na drugi koniec świata by uwiecznić życie w oddzielnym archipelagu, uwiecznić jego zmierzch. To tak jakby obudzić zgaszoną galaktykę. Dlatego wdzięczny jestem panu Bryenowi za to, że nie bał się towarzyszyć życiu.
A potem jeszcze kazanie Pawlukiewicza. I znowu to samo wrażenie tylko, że bardziej od strony teoretycznej i motywacyjnej. Zrodziło się z tego przekonanie, że życie jest cudem. A odwaga jest po to aby z tego cudu umieć skorzystać.

niedziela, 26 września 2010

dopalacze

Coraz częściej przychodzi mi do głowy taka myśl, że żyjemy w państwie opresyjnym wobec swoich obywateli. Jest to jednak reżim wybiórczy, który dotyczy tylko jednej, za to największej, grupy społecznej tzw. szaraków. Natomiast na złodziei, cwaniaków, bandytów i posłów nie ma żadnego bata. Np szarak złapany na łamaniu zasad ruchu drogowego zostanie stosunkowo surowo ukarany bez względu na okoliczności, a obok tego cwaniaczek rozwijający sieć sprzedaży narkotyków (sławetne "dopalacze") cieszy się w naszym państwie zupełną swobodą i osiąga kolejne komercyjne sukcesy.
Zastanawiam się jak to kurna jest?



Palikot malujący swoją kamienicę. Tabloidowa manifestacja stawiania się ponad prawem, które współtworzy dla innych.



Zastanawiam się i nie mogę wyabstrachować tego stanu rzeczy od polityki - niestety, bo politykom żadnej opcji już raczej nie wierzę. Tylko co ma do tego polityka? Ano to, że ktoś chyba w tym państwie rządzi albo udaje, że rządzi. Jeżeli tylko udaje to znaczy, że kłamie, a skoro tak to jako kłamca nie ma moralnego prawa do przejmowania odpowiedzialności za innych. Jeżeli zaś rządzi na prawdę to oznacza, że sam steruje tym procesem i jest mu on z jakiś przyczyn na rękę.
Rozważmy tą drugą opcję: dlaczego ktoś wprowadza surowe restrykcje za drobne przewinienia a równocześnie pozwala handlować narkotykami? Restrykcje chyba dlatego, żeby móc łupić szaraka z pieniędzy, a narkotyki po to żeby go ogłupić aby tym łatwiej go złupić i zmanipulować. Gdyby rządowi "dopalacze" nie były na rękę to by już dawno ich nie było, ale są.
Doskonale wpisują się w zestaw innych, ogłupiających społeczeństwo narzędzi oddziaływania (np. idiotyczne programy i artykuły w mediach tworzone po to aby ich odbiorca sam stawał się idiotą). Z punktu widzenia władzy ma to głęboki sens, bo wyprane mózgi o wiele łatwiej dadzą się nabrać na palikotowe machanie wibratorami, rzucanie oszczerstw, walkę z krzyżem, czy niby-wychodzenie z partii. Dadzą się nabrać i nawet im się spodoba, zaimponuje. Dzięki temu nie trzeba się starać, nie trzeba nic robić, zmieniać, ulepszać. Nikt nie zapyta co Palikot zrobił dla swojego regionu albo w jaki sposób w ogóle przysłużył się Polsce, za co bierze pieniądze. Ogłupione szaraki w ogóle nie zainteresują się też kolejną podwyżką podatków, praktyczną likwidacją transportu kolejowego, dziurawym NFZetem, złodziejstwem. Będą się cieszyć, że mają rząd który chroni ich przed tyranami i pokornie płacić kolejne grzywny.

czwartek, 29 lipca 2010

song of victory






Raise the flag of piracy, sing the song of victory
Glorious in battle are we
We've never known defeat, we never will retreat.
We live to hear the cannon roar,
And terror is our sempahore
Victoriously loathsome are we,
We rob the rich, the poor; then steal a little more.

Chorus:
Victory, we fight to win
Victory is ours again
We are the scourge of the land and sea
Beastly pirates are we.

Masters of the briny sea,
We'll go down in history.
Couragous men who live by the sword
We deal in treachery, the kings of lechery.
Raise the anchor, trim the sail
We raid tonight if winds prevail
Invincible we fight to the end
United to a man, we need no battle plan.

Chorus

It's so pitable a sight, to see them walk the plank
They squirm and cry for mercy regardless of their rank.

środa, 21 lipca 2010

otworzyłem okno

Dzisiejszego wieczoru niebo nad Lublinem jest chłodne i orzeźwiające. Kłęby chmur zastygnięte w bezruchu mienią się tęczą i mruczą całkiem przyjaźnie. O tej godzinie promienie słońca kładą się beżem na niebie - już bardziej z dołu niż z góry. A od drugiej strony powoli skrada się wreszcie chłodny zmierzch. Wszystko w palecie bajkowych pasteli. Ptaki w chmurach fruwają wysoko. Chyba też im się udzieliło i bawią się w tym niebie. Otworzyłem okno, wpuściłem to do środka.

niedziela, 18 lipca 2010

wulgarny szajs

Wrzucenie kontrowersyjnego tematu wiele ułatwia. Sprawa sama się nagłaśnia i nie trzeba zbytnio dbać o promocję. Z resztą w świecie sztuki, gdzie tak dużo pola pozostawiono subiektywnym interpretacjom i domysłom odbiorców wiele, bardzo wiele uchodzi. "Artyści" mają tego świadomość i nie wahają się smarować gównem po twarzach odbiorców, którzy przecież wobec tak "wielkich dzieł" pozostają całkowicie bezbronni. Bo powiedzieć, że coś mnie jako odbiorcę oburza będzie tylko powodem do chwały dla autora, przyniesie mu rozgłos i uznanie w śmietance. Będzie dowodem na to że prace tego gościa targają za duszę, pobudzają Dulskiego do myślenia, czyli że po prostu są dobre, że stanowią prawdziwą sztukę.


Te i podobne myśli towarzyszyły mi podczas oglądania w Zachęcie wystawy "Płeć? Sprawdzam! Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej". No i jeszcze pomyślałem sobie wtedy, że ktoś tu po prostu próbuje zrobić z ludzi idiotów, wciska syf w opakowaniu "sztuka". A przecież chociażby adeptów aktorstwa wyczula się, aby przez szacunek do widzów i ich wrażliwości, nie grali zbyt ekspresyjnie. Sztuka nie jest wojną i nie powinna wyrządzać krzywdy - to można o niej powiedzieć z całą pewnością. A dzieła nie powinny atakować. Uważam, że lepiej świadczy o dziele gdy subtelnie przykuje ono uwagę pojedynczych jednostek, niż gdy w sposób nachalny i wulgarny samoistnie będzie narzucało się masom. Jednak stworzenie czegoś unikalnego wymaga twórczego myślenia, poważnej pracy umysłowej lub nawet geniuszu. O ileż łatwiej jest po prostu nakręcić pornola i wyświetlać w Galerii Narodowej pod niby wieloznacznym szyldem. I oto przykładowo na tej wystawie dostajemy do podziwiania film, na którym kobieta po prostu zszywa sobie wargi sromowe a pod spodem możemy przeczytać opis tego jaka w tym akcie tkwi niesamowita głębia. Jest to głębia tak głęboka, że nie da się jej wyrazić poprzez samo dzieło - opis musi być. Co więcej nie da się jej wyrazić prostymi słowami - stąd w opisie wiele niezrozumiałych wyrazów, które powodują, że nie chce się nawet tego czytać bo i tak nic z tego nie wynika. Chodzi w tym tylko o to aby wywołać w widzu przekonanie, że to wszystko ma jakiś większy, niepojęty dla jego ciasnego umysłu sens.
Jeżeli zaprezentowana wystawa faktycznie ukazuje najważniejsze dzieła sztuki poruszające problematykę kobiecości i męskości w naszej części Europy w ciągu ostatniego półwiecza to znaczy, że temat ten po prostu nigdy nie został podjęty przez żadnego artystę. Jakoś nie chcę mi się w to wierzyć, już prędzej ktoś tu usiłuje zrobić z ludzi idiotów. A ja tego po prostu nie lubię.

poniedziałek, 10 maja 2010

akcja zapal świeczkę bolszewikowi

Jako komentarz do tej akcji zamieszczam cytat z własnej pracy magisterskiej:

Po rozpoczęciu walk pomiędzy III Rzeszą a ZSRR w roku 1941, londyńska rozgłośnia Polskiego Radia zaprzestała nadawania jakichkolwiek komunikatów o antysowieckiej wymowie. „Wręcz przeciwnie, na biedny kraj zwaliły się potęgi, których zadaniem było tę popularyzację podtrzymać, utwierdzić ją. Londyn i Ameryka, rząd polski, podziemia polskie, radia polskie, propaganda szeptana, pisana, nadawana, krzyczana, wszystko to miało nas przekonać, że bolszewicy nie są tacy straszni” (Mackiewicz, 1984). W efekcie tych zabiegów społeczeństwo przestało wierzyć w jakiekolwiek doniesienia ukazujące antypolski wymiar strategii Stalina i tym samym zatraciło wolę obrony przed okupacją sowiecką. Za pomocą zmasowanych akcji propagandowych i pod wpływem naturalnej niechęci do okupanta niemieckiego, odkształcono postawę społeczeństwa polskiego. Mackiewicz zwraca również uwagę, że konieczne do tego było przedefiniowanie podstawowych społecznych oczekiwań odnośnie pomyślnego rezultatu wojny: „rozgromienie Niemców ze środka, jakim miało być do odzyskania niepodległości, przeistoczyło się w cel sam w sobie, bezapelacyjny, bezkrytyczny”. W ten sposób postawa dużej części społeczeństwa uległa zmianie do tego stopnia, że stosunkowo łatwo zostało przyjęte przesunięcie granic czy podporządkowanie Polski władzy komunistycznej i ZSRR.


I jeszcze komentarz usłyszany w radio. Dzwoniła pani ze wschodu:

Dziękuję Polakom za tą akcję, teraz już wreszcie będzie normalnie.


Akcję uważam za zupełnie szkodliwą, dzielącą polskie społeczeństwo i utrudniającą pojednanie. Pojednania nie da się zbudować na przemilczeniach i zafałszowywaniu historii. Chciałbym się mylić ale nie spodziewam się pozytywnej odpowiedzi Rosjan w postaci uznania 17 września za agresję na Polskę, a "wyzwolenia" w roku 1945 za początek okupacji.


wtorek, 4 maja 2010

ubecja

W gospodarstwach agroturystycznych bywa bardzo ciekawie. Mieszkanie pod wspólnym dachem, w niemal rodzinnej atmosferze, wspólne posiłki i dzielenie się wrażeniami z całego dnia dają możliwość zawierania nowych znajomości, poznawania obcych.

Od razu wiedziałem, że to były ubek. Tak jakby miał to wypisane na czole. I jak tu nie wierzyć fizjonomice - na prawdę ciekawa sprawa...
Może z resztą wcale nie chodziło o wygląd. Postępował wedle następujących zasad: po pierwsze zebrać jak najwięcej informacji (przy czym szczególnie istotne są konkrety jak miejsce zamieszkania, wykształcenie, wiek oraz dane społeczne - pochodzenie, znajomości, status materialny); po drugie wyczuć ogólny polityczny klimat, zbadać światopogląd; po trzecie poznać preferencje wyborcze; i po czwarte broń towarzyszu powiedzieć czegoś o sobie - o nie, w tej kwestii klucz i wymijaj.
I już taki ubek, mógłby spokojnie zapełnić jakąś teczuszkę.
Z finezją równą automatycznej sekretarce starał się być szarmancki i uroczy, taką grubymi nićmi szytą duszą towarzystwa. Głowę miał pełną ciętych pseudoanegdot, był taki że och! ach! Nic tylko pobyć przy nim trochę dłużej aby uraczyć się tą kipiącą wręcz erudycją. Do tego profesor, to co że w bliżej nieokreślonej dziedzinie. Za to zna tego i tamtego: niby, że wszystko może załatwić. Po prostu kurna gość!
Nie uwierzycie ale zdradziło go między innymi to, że do mieszanego damsko-meskiego towarzystwa zwracał się per "panowie".

Zdekonspirowany jeszcze przed 5 rano wsiada do swojej czarnej limuzyny i znika w mroku rzadkim jak sraka.

piątek, 30 kwietnia 2010

sobota, 24 kwietnia 2010

korelacja ujemna

W kwestii blogowania.
Nie wiem jak to jest u innych ale u mnie sprawa wygląda następująco: im więcej się dzieje tym mniej czasu na tego opisywanie (chodź przemyśleń nie brakuje). Dlatego ostatnio mało tu postów i już powoli zaczynam myśleć o tym, żeby znów zaczęło się ich pojawiać więcej.

czwartek, 15 kwietnia 2010

lekcja

Od kilku dni wszyscy bierzemy udział w bardzo cennej, bo żywej, lekcji historii. Ba, my sami tą historie tworzymy: wywieszając flagę, zapalając znicz, rozmawiając wlewamy żywą treść w skostniałą formę naszego narodu. W ten sposób zapisujemy dla potomnych kolejną kartę podręcznika do historii. Naszą postawą zadziwiamy świat i sprawiamy, że sami z siebie jesteśmy dumni. Dorzucamy nowy kamyczek do szańca narodowych mitów i przy okazji przekonujemy się o tym jakie to piękne uczucie. Moi rodzice doświadczyli tego w momencie wyboru Wojtyły na papieża, dziadkowie gdy Polska odzyskiwała niepodległość a ja mogę teraz.

Sami u siebie pobieramy niespotykaną lekcję o ludziach, o postawach, o tym jak elastyczna jest wielkość i małość i o tym jak bardzo potrzebujemy być razem, jak bardzo potrzebujemy patriotyzmu.

Królewskie miasto Kraków znowu będzie miało niezwykłe szczęście. Ostatnio tylu znamienitych gości było tam dzięki Kazimierzowi Wielkiemu 646 lat temu, teraz znowu na krótką chwilę Kraków stanie się stolicą świata...
A jest tam w Krakowie też paru takich co im się to wszystko w ogóle nie podoba i dla swoich niskich pobudek, w swym zacietrzewieniu nawet po śmierci nie dadzą w spokoju spocząć szczątkom Prezydenta RP. Jest to dodatkowy temat tej lekcji, przypomnienie, że byli, są i pewnie zawsze już będą też tacy Polacy. Oni również stanowią ważny fragment naszego narodowego mitu, który przecież ma swoje różne odcienie. Przypomniało mi się, że Słowacki napisał kiedyś coś mniej więcej takiego:
O Polsko!
Póki Ty duszę anielską
będziesz gnieździła w czerepie rubasznym,
póty kat będzie rąbał twoje cielsko
i nie będzie twój miecz pomsty strasznym.
I będziesz miała hyjenę na sobie
i grób i oczy otworzone w grobie.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

"znowu"

Stałem dzisiaj w szpalerze tysięcznego tłumu. Była to niema asysta w ostatniej drodze Prezydenta do pałacu, jakby oczekiwanie, jakby coś się jeszcze mogło wydarzyć. Ostatecznie pod koła konduktu posypało się trochę kwiatów, a ten i ów zaklaskał. Czarny furgon przejechał, i tyle.

Warszawska ulica od dwóch dni tętni życiem i milczy. Tak jakby już tylko ono nam pozostało. Jeśli przemawia to w głosach starców, którzy już wiele widzieli i dlatego będą mówić dosadnie, wzniośle, podejrzliwie.

70 lat po zamordowaniu 22 tysięcy polskich oficerów, by uczcić ich pamięć, w podróż do miejsca zbrodni wyruszyła najwyższa generalicja Wojska Polskiego pod przewodnictwem Najwyższego Zwierzchnika Polskich Sił Zbrojnych w osobie Prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego. Panu Prezydentowi w delegacji towarzyszyła małżonka oraz przedstawiciele najwyższych urzędów państwowych i partii politycznych. Samolot uległ katastrofie i wszyscy zginęli.
W ten sposób domknęła się straszliwa klamra, lecz jej sensu jeszcze nie znamy...

W sobotę rano radio miało pomóc wstać z łóżka, lecz nadawany właśnie komunikat nie pozwalał się poruszyć. Był jak dziwny sen.
Śni mi się czasami coś takiego dziwnego, że czuje jak każda komórka mojego ciała jest niesłychanie dynamicznie i mocno wyrywana w czarną dziurę śmierci. Stąd być może trochę wiem o nagłym obliczu śmierci. Taki sen trwa sekundę: wsysa cię i budzisz się nieźle przestraszony.

Boże spraw aby wszystkie ofiary Katynia obudziły się do szczęśliwego życia po śmierci.

Lech Kaczyński był wielokrotnie wyśmiewany. Owszem nie był showmanem i nie działał pod publikę. Został wybrany przez zwykłych ludzi, którzy chcieli aby na najwyższym urzędzie był ktoś, kto będzie bronił ich praw i interesów. był po prostu uczciwy, urzędu nie traktował jako trampoliny dla własnych korzyści ale jako misję publiczną, pracę na rzecz Narodu. Jak nikt przed nim w swojej prezydenturze skupił się na ochronie polskiej pamięci historycznej, uczucia dumy narodowej i niemodnego patriotyzmu. Był faktycznym kontynuatorem przedwojennego etosu i prawdziwej polskiej tradycji. Za te działania, które dla wszystkich urzędników powinny być normą, został uznany za kontrowersyjnego i krytykowany - także w Polsce.
Kiedy usłyszałem o jego śmierci, pomyślałem "no tak teraz zostanie uznany za najlepszego prezydenta Polski", nie minęły jeszcze dwie doby od tamtego wydarzenia a ja sam już wierze, że był na prawdę najlepszy, na prawdę polski, na prawdę nasz.