poniedziałek, 26 października 2009

oranie truskawek

Za domem, pomiędzy ogrodzeniem a składzikiem, moja mama hoduje truskawki. Wszystkiego jest tego może 3 rzędy. Wyjątkowo mało owoców było na nich w tym roku, więc jak nakazuje staropolski obyczaj, pasowało jej to poletko od nowa przeorać. Zamówiła najlepszych fachowców: prawdziwego kunia z prawdziwym chłopem. Kuń był przewielki - pół godziny trwało nim udało się nim wmanewrować pomiędzy słupami bramy, ścianą domu a śliwą i czereśnią. Koń świstał chłopu ogonem po twarzy a chłop koniowi batem po dupie. Zdawało się , że okutym dyszlem wozu wywalą dziure w kancie ściany.
wreszcie chłop postawił tego konia olbrzyma w truskawkach, jakoś przypioł mu jeszcze pług ale za niego już nie wlazł bo się pomiędzy uchwytem a siatką ogrodzenia poprostu nie zmiescił.
- Prrrrrffffff! - zarżał kuń poskrobawszy czubkiem łba o ostry tynk składzika.
- Noszkurw...! - odpowiedział chłop.
- O której panowie skończą? - zapytała mama.

3 komentarze:

  1. cudnie...tak swojsko...jak w Kielcanówce:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...i jeszcze...skoro "Pies to też człowiek"...to może "Koń to też człowiek"?

    OdpowiedzUsuń
  3. przecież pies to taki jakby mały koń :)

    OdpowiedzUsuń