czwartek, 12 lutego 2009

pokonani przez Wielką Fatre

Jako pierwsi znani nam Polacy podjęliśmy zimową próbę zdobycia Wielkiej Fatry. Wyszliśmy z bazy w Ruzomberoku dość późno, była juz sporo po 7 rano. Oprócz mnie w tej wyprawie uczestniczyli: Konrad, Terasa (Teresa specjalnie została wymieniona na drugim miejscu zaraz po Konradzie, jest to rekompensata i zadośćuczynienie za pewne spravky...), Ania, Ula, Karolina. Jest to dzielna, zaprawiona w wysokogórskich wyprawach ekipa. Zapytacie więc: jakże się to stać mogło, że hora zwycieżyła?! Ano złożyło się na to kilka czynników: mróz, slizgawica, wiatr, śnieg, zmeczenie, głód, a wreszcie brak spirytu w drużynie. Od samego poczatku było ciężko, wprowadziliśmy więc system głośnego odliczania, tak by pomimo braku kontaktu wzrokowego, dało się stwierdzić czy wszyscy utrzymują jeszcze swoje funkcje życiowe. Szlak był zaiste bardzo ciężki - wijąca się nad przepaścią oblodzona ścieżka, wiatr, śnieg i stres wyciskał z naszych oczu łzy, które zamarzały na twarzy. Wielokrotnie myliliśmy scieżki, moglismy tez podziwiać pozostawione na drzewach dyskretne tropy wilków, niczym przestroga wprost ze świata dzikiej natury, by uważać z kim zadzieramy. W pewnym momencie jedna z dziewczyn straciła przyczepność z podłożem i klapsła w śnieg, inna zaczęła zamarzać. Było na prawdę ciężko, postanowiliśmy zrobić ostatni postój przed atakiem na szczyt. Zjędliśmy pieczołowicie zawinięte resztki czekolady i popili sniegu. Juz mieliśmy ruszyć dalej, gdy odezwał się głos rozpaczy, a może rozsądku: dziewczyny ze łzami w oczach podniosły chóralny raban by wracać, że ciemno, że zimno, że niebezpiecznie i ogólna niemota...
Więc wróciliśmy, Fatra - Erasmaki: 1-0...

2 komentarze:

  1. Staszek ja też tam chcę na tę górę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, a ten mały człowieczek to Ty Stanisław?;)

    OdpowiedzUsuń